poniedziałek, 31 marca 2014

Cmentarzysko stalowych duchów pośrodku pustyni...

Po I wojnie w Zatoce Perskiej, na bezkresnych piaskach Kuwejtu i Iraku zalegały tony rozwalonych czołgów i pojazdów wojskowych. W końcu postanowiono zebrać ten złom w jedno miejsce, które dzisiaj przypomina prawdziwe cmentarzysko czołgów. 


Po ośmioletniej wojnie z Iranem, zakończonej w 1988 roku, Irak był finansowo zrujnowany (Ponad 80-miliardowe długi stały się nie do zwrócenia) i potrzebował szybko pieniędzy na odbudowę infrastruktury W tej sytuacji dyktator Saddam Husajn podjął decyzję o zajęciu malutkiego, ale bogatego sąsiada- Kuwejtu. Pod względem wydobycia ropy naftowej Kuwejt ustępuje tylko Arabii Saudyjskiej Na dodatek państwo to było największym wierzycielem Iraku. Kuwejccy szejkowie pożyczyli bowiem państwu Husajna aż 10 mld dolarów. Husajn liczył na to, że oczy całego świata zwrócą się na Europę, gdzie wielki radziecki kolos słaniał się ku ziemi i tym samym nikt nie zainteresuje się poczynaniami Iraku na Półwyspie Arabskim. Na szczęście tak się nie stało.

2 sierpnia 1990 roku, 100 tys. armia Husajna wspierana przez ok. 2000 czołgów,  niespodziewanie zaatakowała i szybko zajęła Kuwejt. Świat  natychmiast zwrócił uwagę na  działania Saddama. 6 sierpnia Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła rezolucję nr 661, która zakazywała handlu z Irakiem, a także zawieszono połączenia lotnicze i zamrożono aktywa irackiego rządu za granicą. Powołano też specjalną komisję nadzorującą sankcje.

Główną rolę likwidacji skutków agresji miały odegrać Stany Zjednoczone, których zaangażowanie było zgodne z doktryną Cartera ( rok 1980), która mówiła że :
Jakakolwiek próba przejęcia kontroli nad regionem Zatoki Perskiej przez siłę zewnętrzną będzie traktowana jako atak na żywotne interesy Stanów Zjednoczonych Ameryki i taki atak będzie odparty wszelkimi niezbędnymi środkami, w tym siłą militarną.

Cała operacja miała się odbyć z mandatu ONZ.  Przeprowadzono dwie operacje: Desert Shield (od 7 sierpnia 1990 - ochrona zagrożonej przez Saddama Husajna Arabii Saudyjskiej). Przy czym ONZ po licznych ostrzeżeniach wobec Iraku postawiła ultimatum wycofania się wojsk irackich z Kuwejtu do 15 stycznia 1991. Po upływie ultimatum rozpoczęła się druga operacja Desert Storm( od 17 stycznia do 28 lutego 1991). W kampanii  tej brało udział 27 państw, wiodącą siłę militarną stanowiły oczywiście  Siły Zbrojne Stanów Zjednoczonych.

 Najważniejszym elementem operacji była 43 dniowa kampania powietrzna przeprowadzona przez Stany Zjednoczone oraz ich sojuszników, zakończona trwającą zaledwie 100 godzin operacją wojsk lądowych. W ramach Desert Storm, przeprowadzona została największa amerykańska kampania powietrzna od czasu wojny wietnamskiej.W kampanii tej użyto niemal każdego typu samolotu pozostającego  na wyposażeniu amerykańskich sił powietrznych, które wykonały w sumie około 40.000 misji zwalczania celów naziemnych oraz 50.000 lotów wsparcia.

 Do  trzydniowego starcia   na lądzie, siły sprzymierzonych rozlokowane na ok. 600 km wystawiły ;  450.000 żołnierzy, 4300 czołgów, 7100 wozów bojowych i transporterów opancerzonych, 4170 dział, oraz  2200 śmigłowców. Wojska Irackie, liczące 540 tysięcy ludzi oraz 4280 czołgów, produkcji głównie radzieckiej: od starych T-54 i T-55 aż po T-72, uznawane za najgroźniejszą broń pancerną wojsk irackich. Były także czołgi chińskie – typ 59, typ 62 i typ 69 będące modyfikacjami czołgów radzieckich. Irakijczycy posiadali także ok.  3000 bojowych wozów piechoty i transporterów opancerzonych.  Wszystkie  typy czołgów posiadanych przez irackie wojsko nie mogły się równać z wojskami koalicji, w tym z nowoczesnymi czołgami ; amerykańskimi M1 Abrams, czy z  brytyjskimi  Challenger 1.  Dlatego siły Husajna zostały szybko zniszczone, a niedobitki w popłochu wycofały się z Kuwejtu.

28 lutego o godzinie 3.00 rano prezydent Bush ogłosił zwycięstwo koalicji i całkowite wyzwolenie Kuwejtu. Wydano rozkaz przerwania działań. Parę godzin później dyktator Iraku zaakceptował bezwarunkowo wszystkie dwanaście rezolucji Rady Bezpieczeństwa. Lokalne potyczki z wojskami irackimi trwały jednak jeszcze do 2 marca.  3 marca w irackiej  miejscowości  Safwan, położonej kilka kilometrów od granicy z Kuwejtem podpisano zawieszenie broni.  Na jego podstawie Irak zrzekł się na rzecz Kuwejtu 120 km² terytorium z polem naftowym Ar-Rumajla i częścią portu Umm Kasr.

Straty był bardzo nierównomierne. Ogólnie siły koalicji straciły w walce od 240 – 392 , a 776 zostało rannych.  Warto tu zaznaczyć, że więcej osób zginęło na wskutek wypadków lub omyłkowego ostrzału przez własne siły, niż zginęło z rąk Irakijczyków. Cała wojna  kosztowała koalicję  łącznie 71 miliardów dolarów. 60% kosztów pokryła Arabia Saudyjska, Kuwejt, Zjednoczone Emiraty Arabskie i inne państwa regionu.

Straty po stronie Irackiej były olbrzymie.  Szacunkowo można określić, że liczba zabitych wyniosła 20–35 tysięcy, liczba rannych 25–60 tysięcy (niektóre źródła podają nawet ćwierć miliona). Do niewoli wzięto 60–80 tysięcy jeńców. Straty w maszynach wynosiły; około 4 tysiące czołgów, 90% artylerii i ponad 1500 bojowych wozów piechoty.


Wszystkie czołgi i pojazdy złożono w jednym miejscu-  na pustyni niedaleko Al-Jahrah w Kuwejcie. Ten upiorny pomnik, przypominający wydarzenia z 1990 roku, jeszcze długo będziemy mogli  oglądać, ponieważ ze względu na pustynny klimat, procesy rdzewienia, czy gnicia prawie tam nie występują lub są bardzo spowolnione. Pojazdy te choć nie działają od wielu lat, to cały czas stanowią duże zagrożenie dla miejscowej ludności. Powód jest prosty. Z maszyn wyciekają cały czas szkodliwe substancje, takie jak : oleje, smary, itp, które dostają się do gleby, wody i atmosfery trując tym samym mieszkańców Kuwejtu

poniedziałek, 24 marca 2014

Zagadka Przełęczy Diatłowa, czyli co zmasakrowało studentów...

W styczniu 1959 roku grupa alpinistów składająca się z dziewięciu  studentów wybrała się na zimową wyprawę, by zdobyć szczyt  Otortenu. Ich zwłoki znaleziono na zboczu sąsiedniej góry. Góra nazywa się Cholat Sjakl, co w języku ludu Mansów, którzy zamieszkują tamte tereny oznacza „Góra Umarłych"

25 stycznia 1959 roku, grupa dziewięciu studentów Politechniki Uralskiej wyruszyła na narciarską wyprawę w północną część Uralu, w towarzystwie doświadczonego 37-letniego przewodnika Aleksandra Zołotarewa. Celem ich wyprawy było zdobycie szczytu Otortenu.  Zimą warunki w górach Uralu są  niezwykle ciężkie, uczestnicy mając tego świadomość poczynili odpowiednie przygotowania. 


Ludmiła Dubinina żegna chorego Jurija Judina. Z lewej Igor Diatłow; z prawej Aleksander Zołotarew.

25 stycznia  wieczorem, ekspedycja dotarła pociągiem do miasta Iwdiel. Następnego dnia studenci przyjechali ciężarówkami do najwyżej położonej wioski na trasie- Wiżaju . Tam też spędzili noc i rano wyruszyli dalej pieszo stronę góry Otorten. 28 stycznia  na trasie zachorował Jurij Judin i był zmuszony wrócić do Wiżaju i dzięki temu jako jedyny z wyprawy ocalał. 1 lutego rozpętała się burza śnieżna i prawdopodobnie w jej wyniku wyprawa zboczyła z trasy. Pod wieczór studenci  zorientowali się, że nie znajdują się na zboczu góry Otorten, a na zboczu Cholat Sjakl, więc rozbili obóz i postanowili przeczekać do świtu. I to ostania rzecz, jaką udało się ustalić ekipie badającej tę tragedię.


Grupa Diatłowa rozbija swoje ostatnie obozowisko.

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Diatłow po powrocie z góry Otorten zobowiązał się  wysłać znajomym telegram z zawiadomieniem o sukcesie wyprawy; według planu ekspedycji,  studenci mieli powrócić do Wiżaju najdalej 12 lutego. Gdy do 20 lutego nie doczekano się żadnych wieści, Politechnika na żądanie rodzin uczestników wyprawy wysłała pod górę Otorten ekspedycję ratunkową.  26 lutego ratownicy znaleźli namiot Diatłowa. Jak się potem okazało był rozcięty od środka, a obok  leżały rozrzucone rzeczy członków wyprawy. Ślady bosych stóp, odciśnięte na śniegu biegły w stronę lasu. Gdy ratownicy dotarli do sosen, odnaleźli pod nimi szczątki małego ogniska oraz zwłoki Jurija Krywoniszenki i Jurija Doroszenki- bose i ubrane jedynie w bieliznę. Podczas drogi powrotnej do namiotu odnaleziono w śniegu kolejno ciała:  Igora  Diatłowa (300 m od sosen), Rustema Słobodina (480 m) i Zinajdy  Kołmogorowej (630 m). Pozy, w jakich ich znaleziono, wskazywały, że próbowali oni powrócić do namiotu. Późniejsze badania wykazały, że zmarli na skutek wyziębienia organizmów. Tylko jeden miał  lekko pękniętą czaszkę, lecz zdaniem antropologów nie zagrażało to bezpośrednio życiu.

Uszkodzony namiot znaleziony przez ekipę ratowniczą

Pozostałe 4 ciała odnaleziono dopiero po 3 miesiącach - 4 maja. Znajdowały się  w  jarze, 70 metrów od ogniska przysypane czterometrową warstwą śniegu. Tym razem przyczyną śmierci były obrażenia wewnętrzne. Nikołaj Thibeaux-Brignoles miał rozbitą czaszkę, a Ludmiła Dubinina i Aleksander Zołotariow zmarli na wskutek zmiażdżenia  klatki piersiowe. Jak opisali później antropolodzy, obrażenia przypominały te odnoszone podczas wypadków samochodowych. Dodatkowo Dubinina miała wyrwany język i część policzka.

Wokół tragedii na przełęczy Diatłowa powstało wiele hipotez i teorii. Badaczom udało się ustalić prawdopodobny przebieg  wydarzeń z feralnego 2 lutego 1959 roku ;
Nad ranem  grupa ekspedycyjna  nagle, w pośpiechu opuściła namiot;  zamiast rozwiązać go, przecięła jego bok. Studenci i przewodnik w niekompletnych ubraniach dotarli  do rosnącej około 1.5 km od namiotu wielkiej sosny, na krawędzi lasu, nieco poniżej namiotu. Pozostali tam przez około dwie godziny, rozpalając ognisko; kompletnie ubrani wędrowcy pożyczyli niektóre części garderoby niekompletnie ubranym. Połamane gałęzie wskazywały, że studenci wspinali się na sosnę, prawdopodobnie by zobaczyć, co dzieje się z porzuconym namiotem; być może, lekkie pęknięcie czaszki jednego z nich było spowodowane upadkiem.
Gdy Kriwoniszenko i Doroszenko zmarli z wyziębienia, Diatłow, Kołmogorowa i Słobodin podjęli próbę dotarcia do namiotu; cała trójka zamarzła po drodze. Pozostali, po zabraniu umarłym niezbędnych części odzieży (Dubinina miała stopy owinięte spodniami Kriwoniszenki), zdecydowali się skryć głębiej w lesie, gdzie, błądząc w mroku, wpadli do jaru. Thibeaux-Brignolle zginął od razu; wkrótce po nim na skutek wychłodzenia i odniesionych obrażeń zmarła Dubinina. Zołotarew, by ogrzać się, zabrał jej kurtkę; wkrótce jednak podzielił jej los. Niedługo potem z wyziębienia zmarł jako ostatni  Kolewatow.


Naukowcom nie udało się ustalić, dlaczego grupa doświadczonych i niejednokrotnie podróżujących w podobnych warunkach studentów opuściła obóz w niekompletnym ubraniu i nie odważyła się do niego wrócić przez ponad 2 godziny.  Pojawiło się wiele hipotez na ten temat; a oto 3 zasadnicze ;

  • Atak Mansów. Mansowie, którzy zamieszkują tereny zachodniej Syberii znani są ze swojej agresywności w stosunku do "nieproszonych gości".  Lecz badania na miejscu tragedii nie stwierdziły żadnych śladów, wskazujących na to, że tragicznej nocy na przełęczy był ktokolwiek inny poza ekspedycją Diatłowa.
  • Lawina.  Teoria ta ma zasadniczo dwie słabe strony. Pierwsza  jest taka, że  żadnych śladów lawiny nie znaleziono. Druga - Diatłow i Zołotarew byli doświadczonymi przewodnikami wysokogórskimi, dlatego, ustawili namiot ekspedycji w miejscu, gdzie zagrożenie lawinowe prawie nie występowało- było zbyt płasko.
  • Wojskowe eksperymenty lub ćwiczenia. Za tą hipotezą, przemawia fakt, iż członkowie innej ekspedycji, przebywającej w tym czasie 50 kilometrów na południe od przełęczy, opowiadali o dziwnych pomarańczowych kulach, jakie widzieli na niebie na północ od swojej pozycji (mniej więcej w rejonie Góry Śmierci). Dodatkowo ubrania członków wyprawy wykazywały znaczą radioaktywność, a członkowie rodzin ofiar twierdzili, jakoby przekazane im ciała miały dziwny, pomarańczowo-żółty kolor. Co więcej, w pobliżu katastrofy znaleziono sporo metalowych  części. Fakty te mogą wskazywać na wybuchy(próby jądrowe), na skutek, których  wszyscy uczestnicy wyprawy zginęli, lub na to, że pomyłkowo wkroczyli na teren rosyjskiego poligonu wojskowego. Co ciekawe, całe śledztwo wkrótce zamknięto, raport utajniono, a cały obszar  zamknięto dla turystów i narciarzy na okres 3 lat. 

Po mimo śledztwa i poszukiwań nie udało się ustalić przyczyn tragedii z 2 lutego. Po czterech miesiącach władze kończą dochodzenie, w raporcie znajduje się tajemniczy wniosek ; śmierć studentów została spowodowana przez nieznaną, olbrzymią siłę.  Do dziś nie udało się rozwiązać zagadki przełęczy Diatłowa i nic nie wskazuje na to by została rozwikłana w najbliższej przyszłości.



wtorek, 18 marca 2014

Brytyjskie obozy pracy po II wojnie światowej...

Bydlęce wagony, numery, przymusowa praca ponad siły, cierpienie,  badania doświadczalne  na ludziach, kastracja, palenie żywcem. To niestety nie opis Auschwitz, lecz obozów pracy w Kenii wybudowanych 8 lat po II wojnie światowej przez Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej.

Po II wonie światowej  Wielka Brytania straciła swoją pozycje na arenie międzynarodowej,  na rzecz Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego. Dlatego też była zmuszona walczyć o utrzymanie swoich odległych koloni, w których wybuchały kolejno krwawe  powstania.


Brytyjczycy w czasie II wojny światowej zaciągnęli ok. 100 tys żołnierzy z wschodniej Afryki ( Kenii, Ugandy,Tanganiki ). Gdy po zakończeniu działań wojennych ludzie ci wrócili do sowich rodzinnych domów, gdzie znaleźli siew opłakanej sytuacji  tzn. większość ziemi należącej do ich ludu Kikuju, została rozdysponowana pomiędzy białych kolonistów.  I tym samym odwieczni mieszkańcy tamtych terenów zostali bez ziemi, która im się należała; wielu członków ludu Kikuju zmuszonych było opuszczać przeludnione wsie i przenosić się do miast lub na farmy europejskich kolonistów. Brak stałego zajęcia, plus  brak perspektyw na przyszłość oraz szerzący się rasizm  doprowadził w roku 1952  do wybuchu  powstania Mau Mau.

W kolejnych latach wojny, obserwator, który na konflikt spoglądał z punktu widzenia przeciętnego  Europejczyka, miał wrażenie, iż Brytyjczycy w Kenii walczą z prawdziwymi bandami barbarzyńców. Media ze starego kontynentu poświęcały wiele uwagi okrucieństwu  Mau Mau.  Głośno było o sześcioletnim chłopcu, który został zgładzony wraz z rodzicami na rodzinnej famie przez czarnych powstańców. Dość mocno nagłaśniano również masakrę w wiosce Lari, gdzie rebelianci mieli zabić kilkadziesiąt kobiet i dzieci ze swojego plemienia - krewnych kolaborujących z Brytyjczykami. Od czasu do czasu można było usłyszeć o brutalności, egzekucjach oraz prześladowaniach w stosunku do czarnych Kikujów, lecz opiniowano to jako jedyny skutecznie możliwy sposób walki z dzikim przeciwnikiem. Kilku opozycyjnych członków parlamentu  próbowało nagłośnić pewne nadużycia w Kenii, jednak szybko dyskredytowano ich jako panikarzy i awanturników.

W roku 1960 Brytyjczycy mogli być dumni-  udało im się zdławić powstanie Mau Mau. W opinii Europejczyków dokonali tego w  prawie  iście cywilizowany sposób, w przeciwieństwie m.in do przegranych  Francuzów w Algierii.

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie dociekliwość badaczy historii kolonialnej. W latach 80 XX wieku prace takich badaczy jak: Robert Edgerton, John Londsale czy John Newsinger, którzy w swoich dziełach  przedstawiali drugie dno tegoż konfliktu. Do obalenia mitu "czystej wojny" przyczyniło się też wiele dokumentów rządowych, rozmów z rebeliantami, osadnikami i żołnierzami. Tajemnica  brytyjskich obozów internowania, a tak naprawdę obozów zagłady wyszła w końcu na jaw.


W 1953 powstają pierwsze obozy, ich struktura i przeznaczenie przypominają w dużej mierze niemieckie obozy zagłady z II wojny światowej. Więźniów podobnie jak w III Rzeszy transportowano wagonami bydlęcymi, a czasem  także statkami i autobusami. Ludzi przewożono w niewątpliwie nieludzkich warunkach, często brakowało wody; nie wspominając już o jedzeniu. Moment przybycia do obozy zbliżony był m.in. do Auschwitz. Gdy już nieszczęśnicy przybyli na miejsce, zostawali siłą zmuszeni do tego, by się rozebrali do naga; odzież zabierano. Następnie czarni powstańcy  musieli przejść przez zbiornik z cieczą dezynfekującą. Większość Kikujów nie umiało pływać, więc nierzadko po prostu się  topili . Strażnicy dobrze się bawili,  podtapiając więźniów, którzy byli bliżej obrzeży zbiornika. Po przejściu na drugą stronę, następowała kolejna faza rewizji; zaglądano więźniom w każdy otwór ciała, w poszukiwaniu kosztowności. Na koniec skazaniec  otrzymywał tylko szorty i bransoletę z numerem.


Ponad 90 tysięcy powstańców Mau Mau ( należy też doliczyć cywili, w tym 8 tys. kobiet i dzieci)  zostało zamkniętych bez wyroku w prawdziwych obozach koncentracyjnych, w których przez wiele miesięcy poddawano ich torturom. A tortury były iście nazistowskie ; kobiety tłuczono  pałkami i gwałcono za pomocą butelki z gorącą wodą,  miażdżono szczypcami piersi, wpychano do waginy lufy karabinów i kazano biegać nago z wiadrami odchodów na głowie. Ciała więźniów okładano boleśnie gryzącymi insektami, a człowiek, którego nazwano kenijskim Josephem Mengele, zasłynął z eksperymentów opalania więźniom skóry i kastracji. U mężczyzn, podłączenie kabli do  genitaliów stało jedną z najczęstszych metod pozyskiwania informacji, także od dzieci. W tym miejscu można zacytować jednego z brytyjskich kolonistów ;
„gdy odcinałem mu wory, nie miał już uszu, a jego oko, chyba prawe, zwisało z oczodołu. Szkoda, umarł zanim zdążyliśmy wyciągnąć z niego coś więcej”
Miejsca gdzie więźniowie mogli załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne, były najczęściej  blisko źródeł wody, dlatego też zaczęły wybuchać liczne  epidemie m.in epidemia bólu brzusznego i cholery.
 Ogólnie z powodu złych warunków, epidemii, braku wody, głodu, egzekucji oraz ciężkiej pracy śmierć poniosło ok. 110 tys więźniów- jednak są to dane szacunkowe; określenie dokładnych licz nie jest tutaj możliwe.



Kilka miesięcy przed 50 rocznicą powstania Kenii, która przypada na 12 grudnia 2012 roku, rząd Wielkiej Brytanii po raz pierwszy przyznał, że władze kolonialne poddawały mieszkańców tego kraju, członków ludu Kikuju, systematycznym torturom. i tym samym  Brytyjczycy zobowiązali się zapłacić  ok. 30 mln dolarów odszkodowania, 5228 żyjącym jeszcze ofiarom tortur i obozów koncentracyjnych. Pieniądze mają trafić bezpośrednio do poszkodowanych – po ok. 6 tys. dol. na głowę.

Ciekawostka : W jednym z brytyjskich obozów przebywał przez pół roku dziadek Baracka Obamy, Onyango. Gdy wrócił do wioski, ledwo trzymał się na nogach.